W dolinie Dzikiej Orlicy
Dystans: 78,00 km
Może tytuł wskazuje na wycieczkę pieszą, ale nie będzie to historia trekkingowa. Jako, że pogoda i forma sprzyjała po raz kolejny wybraliśmy się tydzień temu na rowery, tym razem w Kotlinę Kłodzką.
O przejeździe przez Góry Bystrzyckie i Orlickie pisaliśmy już wcześniej w artykule Przez Góry Orlickie i Bystrzyckie. Natomiast w obecnym poście powielimy nieco przejechaną trasę na odcinku Bystrzyca Kłodzka – Orlické Záhoří, jednak gro trasy będzie “świeże” w kontekście prowadzonego przez nas bloga.
Przechodząc do rzeczy. Plan wyjazdu był nieco inny od zamierzonego, gdyż marzyło nam się przejechanie odcinka z Jeleniej Góry do Jedliny Zdroju z zaliczeniem noclegu w jednym z dwóch klimatycznych browarów rzemieślniczych, tj. w Browarze Miedzianka lub w Browarze Jedlinka. Jak się jednak okazało piękna pogoda spowodowała, że w żadnym z nich nie było wolnych miejsc noclegowych w miniony weekend. Niejako w zastępstwie doszliśmy do wniosku, iż noclegu na pewno nam nie zabraknie u naszej niezastąpionej Babci Jasi w Ołdrzychowicach, a góry otaczające Kotlinę Kłodzką dostarczą nam na pewno równie mocnych wrażeń co Sudety Zachodnie.
Pakujemy się więc skoro świt do pociągu relacji Wrocław Główny – Bystrzyca Kłodzka, dwie godzinki z okładem i jesteśmy na miejscu. Po przepakowaniu, uruchomieniu wszystkich GPS-ów, nawigacji itp. ruszyliśmy w stronę Przełęczy Spalona.
Jako, że ranek był dość rześki podyktowaliśmy mocne tempo na rozgrzewkę i już po kilku minutach byliśmy w Starej Bystrzycy, z której po kolejnych kilkudziesięciu udało nam się wspiąć na Przeł. Spaloną.
Po drodze zatrzymaliśmy się na krótko w Nowej Bystrzycy przy jednym z czterech drewnianych kościołów zlokalizowanych na Ziemi Kłodzkiej (pozostałe znajdują się w pobliskim Zalesiu, a także w Kamieńczyku i Międzygórzu), a konkretnie Kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z roku 1726.
Może poszłoby szybciej, ale po pierwsze było dość mocno pod górę, chociaż serpentyny świeżo wyremontowanej drogi ułatwiały podjazdy, po drugie natomiast pogoda, sceneria, widoki, czyli generalnie “spowalniacze” nie pozwalały nam na szybsze tempo. Co chwilę trzeba było się zatrzymać i zrobić zdjęcie aby móc się nimi następnie podzielić, między innymi z Wami. Po trzecie zadaliśmy sobie pytanie – A gdzie nam się śpieszy? To ostatnie spowodowało, że po wjeździe na Przeł. Spaloną pozwoliliśmy sobie nawet na kilkadziesiąt minut przerwy, na zaliczenie schroniskowego cappuccino.
Co do samej drogi na Przełęcz Spaloną. Początkowo jazda jest trochę niewygodna, gdyż przemieszczamy się po poniemieckiej kostce albo po mocno połatanych odcinkach asfaltowych. Sytuacja zmienia się diametralnie po dojeździe do Nowej Bystrzycy gdzie zaczyna się świeżutki, położony w tym roku asfalt, przez co wjazd na przełęcz jest stosunkowo przyjemny i nie nastręcza większych problemów. Oczywiście ze względu na fakt pokonania w pionie kilkuset metrów człowiek jest mimo wszystko dość mocno spocony, ale zawartość bufetu, położonego na przełęczy schroniska jest w stanie zrównoważyć te trudności.
Tej jakości asfalt towarzyszył nam następnie przez kolejnych kilkadziesiąt kilometrów, aż do rozjazdu z Niemojowa do Różanki, ale o tym nieco później.
Po wypiciu cappuccino ruszamy w stronę granicy polsko-czeskiej. Plan był taki, aby dojechać do Orlickiego Záhoří, a następnie wzdłuż Dzikiej Orlicy wrócić na wysokości Niemojowa na polską stronę.
Po kilkunastu minutach od wyjazdu spod schroniska “Jagodna” przekraczamy most graniczny i jesteśmy w Czechach. Zamarzyła nam się zimna Kofola, ale niestety nie było nam dane napić się jej. Wszystkie czeskie sklepy (za wyjątkiem jedynego w Neratovie, w którym akurat nie było Kofoli) oraz restauracje na odcinku Orlické Záhoří – Bartošovice v Orlických horách były minionej soboty pozamykane.
Przejeżdżaliśmy więc dość szybko przez kolejne wioski przystając na fotografowanie i zwalniając na podjazdach. Podjazdy były w ogóle dla nas pewnym zaskoczeniem. Jechaliśmy z nurtem rzeki i liczyliśmy na jazdę w dół, która również miała miejsce, ale podjazdów było także co niemiara. Może popełniliśmy błąd, gdyż z opinii innych kolarzy wynika, iż jadąc po polskiej stronie takich podjazdów nie ma prawie w ogóle, ale trudno jakoś daliśmy radę.
Tym sposobem dojechaliśmy ponownie do granicy i ponownie przejechaliśmy mostem granicznym nad Dziką Orlicą. Co do samej Dzikiej Orlicy to Ci z Was, którzy byli w jej okolicy pewnie zastanawiali się czemu płynie ona w odwrotnym kierunku niż inne rzeki Kotliny Kłodzkiej. Wytłumaczenie tej zagadki jest dość proste. Otóż Dzika Orlica, tak jak kilka nielicznych rzek, głównie granicznych, po polskiej stronie Sudetów należy do zlewiska Morza Północnego. Po połączeniu z Cichą Orlicą w okolicach osady Týniště nad Orlicí tworzy Orlicę, która następnie na wysokości miasta Hradec Králové wpada do Łaby, a ta w dalszym biegu do Morza Północnego.
Wróćmy jednak do naszej trasy.
Po przejechaniu granicy znaleźliśmy się w Niemojowie, małej przygranicznej wiosce z kilkoma domami, gospodą i kilkoma pensjonatami. Jako, że nie było w niej nic ciekawego postanowiliśmy ruszyć dalej. Niestety za Niemojowem, po rozjeździe do Różanki, zaczął się dość monotonny podjazd, w dodatku jakość drogi uległa diametralnemu pogorszeniu. Dziura na dziurze, łata na łacie. Taka jakość drogi towarzyszyła nam aż do Różanki.
Od tego momentu przez kilkanaście kilometrów jazda była naprawdę przyjemnością. Sytuacja ponownie się pogorszyła w Długopolu Górnym, gdzie znowu wjechaliśmy w dziury.
W miejscu tym byliśmy nieco zdziwieni jakością drogi, gdyż droga ta jest bezpośrednim łącznikiem między Bystrzycą Kłodzką, a jedynym uzdrowiskiem w gminie tj. Długopolem Zdrój i nie wystawia zbyt dobrego świadectwa włodarzom gminy, szczególnie w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych.
Wracając do samego Długopola Zdrój należy stwierdzić, że nie zmieniło się ono od lat. Jedynie uporządkowany park zdrojowy z Domem Zdrojowym sprawiają bardzo sympatyczne wrażenie i zasługują na zatrzymanie się.
Jadąc więc po dziurach do Bystrzycy Kłodzkiej pozostały nam marzenia o lepszej drodze. Ze zmiennym szczęściem udało nam się je zrealizować. Po drodze do Ołdrzychowic Kłodzkich mieliśmy pełen przegląd nawierzchni, od połatanych dziur, przez krótkie, ale fantastyczne asfalty po lepsze i gorsze odcinki szutrowe.
W międzyczasie dotarliśmy do Gorzanowa. Urokliwej wioski z fantastycznym remontowanym pałacem w centrum wsi.
O historii pałacu, tym co się w nim dzieje w obecnej chwili dowiecie się ze strony internetowej Fundacji Pałac Gorzanów, do lektury której serdecznie zachęcamy.
Po kilku chwilach przeznaczonych na sesję fotograficzną ruszyliśmy z Gorzanowa do Mielnika, a w zasadzie na Przeł. Mielnicką. Aby zminimalizować zagrożenie wypadkowe, powodowane pędzącymi samochodami, zrezygnowaliśmy z wjazdu na przełęcz drogą krajową relacji Bystrzyca Kłodzka – Kłodzko i postanowiliśmy przejechać przez Mielnik.
Wyzwanie to okazało się dość trudne. Nachylenie podjazdu przez wieś jest tak duże, że mogłoby konkurować ze słynną z Tour de Pologne “ścianą Gliczarów”. Podjazd ten jest na pewno krótszy niż wspomniany w Gliczarowie, ale gdyby Pan Czesław Lang miał zamiar kiedyś poprowadzić trasę wyścigu przez Ziemię Kłodzką to zapraszamy do skorzystania z tego podjazdu.
W końcu jednak udało nam się wjechać na przełęcz. Kilka minut odpoczynku i ruszamy z góry w kierunku Żelazna i Ołdrzychowic. Na dojazd do Ołdrzychowic, a w zasadzie Rogówka wybraliśmy jednak nieco inną trasę, niż klasyczna drogą nr 33 i nr 392. Po krótkim zjeździe z przełęczy skręciliśmy w stronę Romanowa, a następnie w kierunku posesji nr 144a, 145, 145a w Żelaźnie, przejeżdżając pod bardzo ciekawym wiaduktem kolejowym.
W dalszej kolejności droga prowadziła nas raz w górę, raz w dół ul.Wodną w Ołdrzychowicach, doprowadzając do centrum, a następnie w stronę Rogówka.
Podsumowując uważamy, że była to jedna z naszych fajniejszych, jednodniowych wycieczek, obfitująca zarówno w piękne widoki, górski klimat z żółknącymi klonami, fantastyczną pogodą i trasą ciekawą samą w sobie.
Dla osób, które chciałyby wrócić do Wrocławia w ten sam dzień sugerujemy po zrobieniu pętli zakończyć wycieczkę w Bystrzycy Kłodzkiej i wrócić do stolicy Dolnego Śląska pociągiem.
My zostaliśmy w Ołdrzychowicach na noc i postanowiliśmy wracać do Wrocławia rowerami.
Jak nam poszło napiszemy wkrótce zachęcając Was do skorzystania z jednej z kilku tras powrotnych z Kotliny Kłodzkiej do Wrocławia, alternatywnych do niebezpiecznej drogi nr 8 i równie mocno uczęszczanej strzelińskiej drogi nr 395.