Urokliwy słowacki Spisz
Większość obszaru Słowacji stanowią góry. I w góry Słowacji wybiera się zdecydowana większość turystów. Masa ludzi przemierza bardzo atrakcyjne szlaki Małej i Wielkiej Fatry, Niżnych Tatr, Tatr Zachodnich, Wysokich i Bielskich, o pomniejszych masywach nie wspominając.
Jednak nie samymi górami człowiek żyje. Niejednokrotnie będąc w drodze można zaobserwować mijane gdzieś z boku urokliwe miasteczka czy stojące na skałach i wzniesieniach potężne zamki.
Zawsze wtedy mówimy, że następnym razem koniecznie musimy się tutaj zatrzymać.
Lata mijają, my zmieniliśmy kierunki wyjazdów, a atrakcje, które widzieliśmy z za szyby samochodu popadają w zapomnienie.
Nie inaczej było z nami. W górach Słowacji byliśmy wielokrotnie, przejazdem przez Słowację również. Z części tych wyjazdów powstało kilka artykułów na naszym blogu jak chociażby cieszący się bardzo dużą popularnością artykuł Wielka Fatra. Czy warto?, który tylko w tym roku odwiedziło ok. 350 internautów. O niektórych, mniej ciekawych lub powielających się wyjazdach nie pisaliśmy.
Generalnie można powiedzieć, że nasze dotychczasowe wyjazdy na Słowację były w 100% nastawione na chodzenie po górach.
Jednak tym razem postanowiliśmy zrobić odstępstwo od reguły i przeznaczyć jeden dzień na odwiedzenie kilku atrakcji słowackiej części Spiszu.
Słowo kilku jest tutaj jak najbardziej na miejscu, gdyż był to Kieżmark, Lewocza i zamek Spiski hrad. Nie wyczerpuje to oczywiście listy miejsc do odwiedzenia, ale nie da rady zrobić wszystkiego za jednym zamachem.
Pisząc o Spiszu nie sposób chociaż w kilku zdaniach nie odnieść się do historii tego regionu, a szczególnie okresu po I Wojnie Światowej. Mało kto wie, że tak jak w przypadku Górnego Śląska, Warmii i Mazur na tym obszarze miało dojść do plebiscytu i o mały włos o wiele większa część Spiszu nie znalazłaby się w Polsce.
Dzisiaj nie jest to takie oczywiste jak wydawało się na przełomie XIX i XX w., a szczególnie po upadku Monarchii Habsburskiej i zakończeniu I Wojny Światowej, jednak wówczas żywioł polski na obecnych terenach północnej Słowacji był dość mocny, szczególnie w większych ośrodkach, jak np. w Kieżmarku oraz na północ od niego.
Próby pojednawczego załatwienia narastającego konfliktu pomiędzy Polską, a Czechosłowacją nie przyniosły niestety żadnego rezultatu. Zdecydowano więc o przeprowadzeniu plebiscytu wśród ludności. Przez obie strony prowadzona była zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa i próby wpływania na opinię publiczną. Prawdopodobnie udało by się coś ugrać, jednak rozwijająca się na szeroką skalę wojna z bolszewicką Rosją zmusiła polskie władze do szeregu ustępstw, z rezygnacją z plebiscytu włącznie. W wyniku tej, w pewnym sensie biernej postawy polskiego rządu Polsce przypadło jedynie 13 spiskich wsi i ani jednego miasta,z bezpowrotnie straconym Kieżmarkiem na czele.
Dzisiaj nie podchodzimy do tych spraw już tak emocjonalnie jak kiedyś. Dawne waśnie wygasły, wszyscy jesteśmy mieszkańcami zjednoczonej Europy i w każdej chwili możemy przemierzać ją wzdłuż i w szerz i na tym chyba trzeba się skupić.
Wracając do naszej wycieczki.
Jako, że dysponowaliśmy jednym samochodem, a chętnych do wycieczki było tylko trzech (reszta poszła w góry, w tym ponownie na Rysy) zapakowaliśmy się niespiesznie po śniadaniu i ruszyliśmy do oddalonego od Starego Smokowca o ok. 20 km Kieżmarku.
Kieżmark jest dość ładnym powiatowym miasteczkiem z zachowanym starym układem urbanistycznym, w którym niewątpliwie największą atrakcją jest położony bezpośrednio przy starówce zamek wzniesiony w XV w. przez rodzinę Zápolya, początkowo gotycki, następnie przebudowany na renesansowa rezydencję.
Okres funkcjonowania zamku jako rezydencji zakończył się w chwili jego przejęcia przez miasto. Od tego momentu zaczęła się jego dewastacja, która została przerwana na początku lat 30-tych XX w., a gruntowny remont zamku był prowadzony w latach 1962 -1985.
Życie w okolicach kieżmarskiej starówki płynie dość leniwym tempem. Gdzieś otwiera się sklepik, z nielicznych kawiarni roztacza się zapach świeżo parzonej kawy, ludzie niespiesznie idą do pracy.
Obejście starówki nie zajmuje nam zbyt wiele czasu, gdyż nie jest ona zbyt duża. Jednak ma w sobie pewien urok. Szczególnie przyjemne wrażenie robią zabytkowe, niskie kamieniczki, żywcem wyjęte z węgierskiego krajobrazu.
Reasumując należy stwierdzić, iż warto się zatrzymać w Kieżmarku na chwilę. Może nie jest to „top of the top” słowackich atrakcji ale ma coś w sobie, co przyciąga turystę.
Po krótkiej wizycie w Kieżmarku postanowiliśmy zajechać do położonej w pobliżu Lewoczy.
No to już był naprawdę sztos. Tak dobrze zachowanych murów obronnych dawno nie widziałem, a otoczona nimi starówka jest naprawdę przepiękna. Nic dziwnego, że w 2009 roku została ona wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jako rozszerzenie wpisu obejmującego także Spiski hrad.
O historii miasta nie będę pisał, gdyż opracowań w tym zakresie jest cała masa. Bez zbytniego przygotowania po prostu trzeba się zagłębić w lewockie uliczki, przespacerować do rynku, może odwiedzić kościół Św. Jakuba (wejścia co 0,5 godziny z przewodnikiem – płatne).
My przeszliśmy starówkę wzdłuż i wszerz, łącznie z murami obronnymi. Co nas szczególnie urzekło? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Po prostu cała starówka Lewoczy jest cudowna, a już takie jej części, jak wspomniane mury obronne i kościół Św. Jakuba czy też ratusz z podcieniami i renesansowy Dom Thurzonów czynią z niej jedno z najpiękniejszych miejsc, w których ostatnio byliśmy.
Lewocka starówka kusi, aby nie tylko do niej wpaść i ją “zaliczyć”. Warto usiąść na rynku w jednej z licznych kawiarni, odprężyć się, napić się kawy czy piwa. Jest naprawdę warto. Poniżej galeryjka ze zdjęciami z Placu Mistrza Pawła, czyli lewockiego rynku.
Jednak mimo faktu niewątpliwego zauroczenia Lewoczą musieliśmy jechać dalej zostawiając sobie na deser jeden z najpotężniejszych zamków Słowacji – Spiski hrad, żywcem przypominający nasz Zamek Ogrodzieniec, o którym i o innych pisaliśmy na łamach naszego bloga w artykule Szlakiem Orlich Gniazd.
Do Spiskiego hradu z Lewoczy jest stosunkowo blisko.
Po przejechaniu kolejnych 20 km dojeżdżamy na położony po wschodniej stronie zamku wygodny parking, darmowy mimo obsługi przez Pana parkingowego i co też bardzo istotne umiejscowiony stosunkowo wysoko. Nie musimy się więc drapać zbyt wysoko na zamek, który położony jest, jak to bywa z klasycznymi warowniami na wzgórzu, przez co widoczny jest już z daleka.
Do bramy zamku jest już tylko kilkaset metrów, ale tutaj niestety czeka nas niemiła niespodzianka – wejście na zamek kosztuje 8 Eur (na wieżę zamkową dodatkowe 1 Eur).
Tak jak wspomniałem wcześniej sama bryła zamku, sposób jej zachowania i zabezpieczenia żywcem przypomina Zamek Ogrodzieniec. Zwiedzanie zamku odbywa się samodzielnie i trwa około godziny.
Warto jednak wydać wspomniane 8 Eur, gdyż ogrom pracy jaki został włożony w ratowanie tego zabytku jest godny podziwu. Remonty i zabezpieczenia murów trwają cały czas, więc warto wspomóc włodarzy zamku w tym wymagającym dziele.
Jeśli chodzi o losy warowni to należy wspomnieć, że czas nie obchodził się z nim łaskawie. Zamek na pewno istniał na początku XII w. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z roku 1102. Przez wieki zamek pełnił głównie rolę twierdzy granicznej państwa węgierskiego. Tak jak większość tutejszych ziem tak i Spiski hrad przechodził z rąk do rąk, między rodami Zápolya, znanymi również z Polski Turzonami czy też rodziną Csaky.
Przełomowym dla losów zamku był nieszczęsny rok 1780, kiedy to zamek spłonął i popadł w totalną ruinę. Dopiero w roku 1970 rozpoczęto jego żmudną odbudowę i zabezpieczanie tego co zostało z tej monumentalnej warowni.
Kończąc ten krótki post chciałem jeszcze wspomnieć, iż opisywaną wycieczkę możemy również odbyć rowerem. Całość trasy z rejonu Popradu do Spiskiego hradu, z odwiedzeniem Kieżmarku i Lewoczy, to ok. 60 km. Drogę powrotną możemy odbyć np. pociągiem lub wrócić na dwóch kółkach przemierzając urokliwe spiskie wioski.
Kiedy będziecie w Tatrach lub wracając np. z Węgier czy Rumunii zajrzyjcie koniecznie w te miejsca. Na pewno się nie zawiedziecie, tak jak my.
Jeżeli podobał wam się ten artykuł oraz inne traktujące o Słowacji dajcie znać np. w komentarzach.
Już wkrótce kolejny wpis, obiecany już dwa lata temu, opowiadający o losach Komety – kolejki tatrzańskiej. Mam nadzieję, że również Wam się spodoba.