
Przez sudeckie przełęcze
Majówka dobiegła końca. Czas więc na kilka słów na temat jej przebiegu. Tak jak w poprzednich latach tegoroczna majówka była również dość aktywna. Udało nam się, nie licząc wesela na drugim końcu Polski, zaliczyć jeden mały wyjazd trekkingowy (osobny wpis w przygotowaniu) oraz dwa wypady rowerowe.
Rowerem wybraliśmy się na w dwa od dawna intrygujące nas miejsca – na Przełęcz Gierałtowską w Górach Złotych oraz przełęcze Sokolą i Jugowską w Górach Sowich.
Mimo, iż dystans obu wycieczek był podobny różniły się one dość znacznie.
Ale po kolei.
Przełęcz Gierałtowska.
Nie jest to może najwyższa przełęcz w Sudetach, rzekłbym nawet, że niezauważalna. Na pewno nie zalicza się ona do podstawowych celów podróży turystów odwiedzających Kotlinę Kłodzką. Jednakże po jej kilkukrotnym przejściu w trakcie wycieczek w Góry Złote zastanawialiśmy się jakby to było gdybyśmy wjechali na nią rowerem.
Postanowiliśmy dokonać tego wyzwania startując rankiem 02.05.2018 r. na stacji kolejowej w Kamieńcu Ząbkowickim z planem przejechania przez kawałek czeskiego terytorium w rejonie Javornika i Uhelnej, przewalenia się następnie przez Przełęcz Gierałtowską i spłynięcia przez Stronie Śląskie i Lądek Zdrój do Kłodzka.

Całość trasy można by podzielić na trzy etapy. Pierwszy z Kamieńca Ząbkowickiego do Uhelnej ma dość płaski charakter nie licząc krótkiego podjazdu wzdłuż ulicy Parkowej w Kamieńcu do Byczenia.

Drugi, najkrótszy odcinek, to podjazd z Uhelnej na Przełęcz Gierałtowską. Początkowo teren wznosi się umiarkowanie, jednakże z każdym kilometrem jest coraz bardziej stromo. Kulminacja podjazdu nie jest jak by się wydawało na Przełęczy Gierałtowskiej, ale tuż za przysiółkiem Uhelnej, Novymi Vilémovicami na wysokości wzgórza Roveň. Jest to podjazd dość wymagający, tym bardziej, że za Novymi Vilémovicami kończy się asfalt i podjazd jest dodatkowo utrudniony obsypującymi się spod kół kamieniami oraz koleinami polnej drogi, która dochodzi do samej granicy państwa na wspomnianej przełęczy.

Ostatni etap trasy z Przełęczy Gierałtowskiej do Kłodzka była to typowa jazda z górki, nie licząc kilku symbolicznych, krótkich podjazdów w Lądku Zdroju, czy w okolicy wsi Rogówek.
Nagrodą za ten dość wymagający podjazd są na pewno roztaczające się z polan podszczytowych wzgórza Roveň widoki, szczególnie w kierunku Śnieżnika i Czarnej Góry.
Na wspomnianych polanach do końca II Wojny Światowej funkcjonowała wyludniona i ostatecznie zlikwidowana przez czechosłowacką armię wieś Gränzdorf (od 1924 r. Hraničky)
Na przełęcz można wjechać również od strony polskiej. Nie wiem jednak czy jest to dobry pomysł, gdyż mimo faktu doprowadzenia do samej przełęczy bardzo dobrej drogi asfaltowej, jej nachylenie, a co za tym idzie podjazd jest jeszcze trudniejszy niż od strony Uhelnej.
Całość trasy należy uznać za bardzo przyjemną. Mimo dość trudnego podjazdu na przełęcz dostarcza ona wielu atrakcji, z możliwością zwiedzenia Javornika z górującym nad nim zamkiem, nie wspominając o zjeździe z Przełęczy Gierałtowskiej praktycznie do samego Stronia Śląskiego.

Niechybnie jej walorem jest także to, że większa część trasy, za wyjątkiem odcinka Stronie Śląskie – Ołdrzychowice Kłodzkie, przebiega po drogach o bardzo znikomym ruchu samochodowym co pozwala uniknąć ewentualnych niedogodności związanych z samochodami.
Przełęcz Jugowska
Zdobycie Przełęczy Jugowskiej było kolejnym wyzwaniem rowerowym w trakcie minionej Majówki. Postanowiliśmy zaatakować ją od strony Wałbrzycha, a konkretnie Szczawienka.
Tak jak pisaliśmy we wcześniejszym poście Kotlina Kłodzka oraz góry ją otaczające są bardzo dobrze skomunikowane jeśli chodzi o transport kolejowy. My skorzystaliśmy z podwózki pociągiem z Wrocławia do stacji Wałbrzych Szczawienko i wyruszyliśmy na trasę około godziny 7:30.
W przeciwieństwie do wycieczki na Przełęcz Gierałtowską opisywana trasa ma wybitnie górski charakter.
Zaraz po starcie zaczyna się może nie największy, ale dość intensywny podjazd z dworca PKP w kierunku ulicy Uczniowskiej. Podjazd ten w zasadzie kończy się na wysokości wsi Nowy Julianów. Wzdłuż całej ulicy Uczniowskiej biegnie ścieżka rowerowa, jednakże do jazdy nią nadaje się jedynie odcinek ok. 2 km przed Nowym Julianowem, gdyż wcześniej jest ona wykonana z kostki betonowej nie nadającej się zbytnio do jazdy na oponach szosowych.


Za to wspomniane ostatnie 2 km przed Nowym Julianowem, połączone ze zjazdem do Dziećmorowic to już czysta poezja.

W Dziećmorowicach mamy kolejny, tym razem dość ciężki podjazd, trawersujący szczyt Palczyk oraz bardzo szybki zjazd do Zagórza Śląskiego.
Jeżeli ktoś dysponuje większym zapasem czasu warto na chwilę zatrzymać się w Zagórzu i zwiedzić górujący nad miejscowością zamek piastowski.

My tymczasem ruszyliśmy dalej, w kierunku Jugowic, od których zaczął się permanentny, czasami mniejszy, czasami większy, kolejny podjazd tego dnia, zakończony wypłaszczeniem na Przełęczy Sokolej.
W miejscu tym należy zwrócić uwagę na jedną kwestię. Przebywając dość często w środowisku właścicieli pensjonatów, hotelików, właścicieli punktów gastronomicznych często słyszymy, że zmienił się model wypoczynku Polaków, że dzięki programowi 500 + wielu naszych rodaków zamiast wypoczywać w Polsce wyjeżdża za granicę przez co pensjonaty i restauracje często nie są w pełni wykorzystane, a ich właścicielom spadają obroty.

Oczywiście wiele jest racji w tym stwierdzeniu, jednakże z drugiej strony trochę się nie dziwię, że tak jest. Naszą wycieczkę odbyliśmy w niedzielę (handlową) w dniu 06.05.2018 r. Przejeżdżając terenami rekreacyjnymi od Walimia, aż po Przełęcz Jugowską mijaliśmy masę restauracji, kawiarenek, grilli itp. Niestety praktycznie 100% z nich było zamknięte na cztery spusty, mimo że mieliśmy końcówkę najdłuższego weekendu roku, piękną pogodę która sprzyjała aktywnemu wypoczynkowi Polaków, a było już grubo po godzinie 10:00. W efekcie na całej trasie jedynym otwartym przybytkiem była lodziarnia w okolicy rynku w Dzierżoniowie.

Wracając do naszej trasy. To co najcięższe było już za nami. Podjazd z Przełęczy Sokolej na Przełęcz Jugowską, pomimo zjazdu do Sokolca jest bardzo przyjemny i prowadzi de facto po poziomicy i nie powinien nastręczać większych problemów. Tak też było w naszym przypadku. Przełęcz Jugowską osiągnęliśmy bez większej napinki i po krótkim odpoczynku rozpoczęliśmy bardzo długi zjazd do Pieszyc.

Niestety na zjeździe w jednym z rowerów awarii uległa tylna piasta. Sytuacja ta spowodowała, iż zamiast planowanego dojazdu do Strzelina wycieczkę musieliśmy zakończyć już w Dzierżoniowie, z którego po kilkugodzinnym oczekiwaniu udaliśmy się pociągiem z powrotem do Wrocławia.
[wpvideo xZ4ZjPzO]
